Kościół Pokoju pw. Trójcy Świętej w Świdnicy

Jedyny taki kościół na świecie

Kościół Pokoju w Świdnicy fot. Maciej Kulczyński

Kościół Pokoju w Świdnicy jest pełen aniołów. Są w każdym zakamarku, w każdym skrawku malowanego na suficie nieba. Artyści wykorzystali tu każdy dostępny skrawek ściany by umieścić nań kolorowe malowidła.

Piękno prostoty

Proste, szachulcowe budowle kryją niewyobrażalne piękno. Nie powstałyby, gdyby nie ludzka potrzeba walki. W latach 1618-48 przez Europę przetoczyła się wojna trzydziestoletnia. Z początku miała charakter konfliktu między protestantami a katolikami, szybko jednak przeistoczyła się batalię o dominację na kontynencie. Po latach krwawych zmagań, 24 października 1648 roku zawarty został Pokój Westfalski. Na jego mocy, protestancka Szwecja skłoniła Habsburgów do przyznania mieszkającym w ich księstwach śląskim luteranom prawa do budowy trzech kościołów. Miały powstać w Świdnicy, w Jaworze i w Głogowie – ten ostatni spłonął w XVIII wieku.

Katolicki cesarz wyraził zgodę, obwarował ją jednak ostrymi zakazami i nakazami. Przede wszystkim trzy świątynie nie mogły wyglądem przypominać dotychczas stawianych kościołów, pozbawione więc były wież. Przy ich wnoszeniu zabroniono używać cegieł, kamieni i gwoździ. Musiały więc powstawać z drewna, gliny oraz słomy, tak by można było je łatwo zniszczyć i uniemożliwić kryjówkę ewentualnym wrogom.

Kamień węgielny pod budowę kościoła położono w  sierpniu 1656 roku, a 10 miesięcy później odprawione zostało w nim pierwsze nabożeństwo. Rozbudowywany z czasem obiekt, mógł pomieścić ponad 7 tysięcy wiernych. Na budowę zużyto 3 tys. dębów, z czego dwie trzecie podarowała rodzina Hochbergów. W ten sposób powstała imponująca budowla, która spełniała wszystkie wymogi traktatu.

Fot. Maciej Kulczyński

Wszystkie bramy prowadzą do raju

Kościół Pokoju, do którego prowadzi aż 27 wejść, jest podzielony na trzy hale: polową, ślubów i zmarłych. Świątynia, mimo że budowana w okresie baroku, jest zorientowana w taki sposób, w jaki orientowane były kościoły od okresu romańskiego, aż do późnego renesansu – czyli na osi wschód – zachód, z ołtarzem w kierunku zachodnim. Zarówno kościół w Świdnicy, jak i podobny w Jaworze, zaprojektował słynny twórca fortyfikacji,  Albrecht von Saebisch. Prosta bryła, w pięknym co prawda otoczeniu, nie robiła szczególnego wrażenia. Również przedsionek wydaje się do dzisiaj nieco surowy. Wystarczy jednak przejść do nawy głównej i…

Nawa główna Kościoła Pokoju Fot. Maciej Kulczyński

W żadnej innej świątyni na świecie nie ma takiego wnętrza. Wielka przestrzeń, ozdobiona po bokach malowanymi emporami, zdaje się ciągnąć w nieskończoność. Jawi się jak ogromna kolorowa księga, którą można czytać setki razy. Ponieważ do końca XVII wieku odbywała się nauka katechizmu, zaś wiele osób nie potrafiło czytać, malowidła przedstawiające sceny z Pisma Świętego stanowiły tzw. Biblię dla ubogich.

Modlitwa i sztuka

Stojąc pośrodku tak wielkiego pomieszczenia, można się poczuć jak wędrowiec, który trafił nagle do innego świata. Każdy fragment drewna jest polichromowany, każdy ma swoją tajemną historię. W ciszy świątyni niemal słychać szepty postaci z obrazów i opowieści zmarłych. Ich epitafia są tak wymyślnie zdobione, że na chwilę pozwalają zapomnieć o powadze i surowości śmierci. Cudowny jest również strop z pięcioma malowidłami w kształcie ośmioboku, wykonanymi na płótnie. Pośrodku umieszczono obraz Trójcy Świętej, o rozmiarach pięć na pięć metrów, namalowany w 1696 roku przez Christiana Sussenbacha w 1696 roku. Christian Sussnebach i Christian Kolitschky są również autorami pozostałych malowideł na stropie. Noszą one nazwy: „Niebieskie Jeruzalem”, „Bóg wręczający Barankowi Księgę Przeznaczeń”, „Upadek Babilonu i Sąd Ostateczny”. Każdy z nich to czterdzieści metrów kwadratowych. Obrazy dają nadzieję. Wiernym od wieków niosą przesłanie, że zawsze należy zachować ufność w Bogu. Niewierzący czerpią z nich siłę, jaką daje obcowanie z wielką, wzruszającą sztuką.

Fot. Maciej Kulczyński
Fot. Maciej Kulczyński
Strop świątyni pokryty jest setkami aniołów. Nikt nie ile ich jest. Fot. Maciej Kulczyński